Strona:Jarema.djvu/158

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

względzie naradzili. Gospodarze wrócili, i pełni zachwycenia opowiadali gromadzie, jak widzieli Jaremę w sali sejmowéj siedzącego w loży, czerwoną wybitej materyą, obok jakiejś pani hrabiny. Opowiadali daléj, że słyszeli, jak poseł z innéj gromady, chłop Zahorojko, powstał i o „lisy i pasowyska“ do panów przemawiał, ale panowie zakrzyczeli go, jak to im wytłumaczono. Widzieli także i Kowbasiuka, i niejakiego Siwca, który także jest chłopem, choć we fraku chodzi i w kancelarji urzędowéj pisze, a o którym sam pan komisarz pisał, aby wybór jego na posła forytować.
W sprawie zaś lasów i pastwisk uspokoił ich Jarema, aby jeszcne czas niejaki poczekali, że w końcu on to wszystko wyjedna, jeżeli nie we Lwowie, to i w Wiedniu. Powiedział im także, iż wikary tak samo mówi na sejmie, jak mówił przed nimi, i że dla tego kontent jest z niego.
Gromada wysłuchała w milczeniu wysłanników, i cieszyła się, że Jarema siedzi w loży karmazynem obitéj, że wikary tak samo mówi w sejmie, jak przed nimi, i że Zahorojko, Kowbasiuk i Siwiec, chłop we fraku, tak dobrze sprawy gromadzkiéj bronią. Ale radość ta nie długo trwała. Do karczmy zalecial z wiatrem ryk glodnéj chudoby; wszyscy spojrzeli po sobie i posmutnieli.
Kilka tygodni czekano w milczeniu, a od Jaremy jak niema tak niemu żadnych wieści. Chudoba zeschła, boki pozapadały się krowom, koniom, wołom, a tu znikąd żadnéj rady.