Strona:Jarema.djvu/150

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

znaczne wkłady, a nie wracać nie chciała. Pułkownik radził, jak mógł, lecz wszystko chybiało jakoś celu i nowo-utworzony folwarczek wcale się nie udawał. Zwalał on to wprawdzie na niecierpliwość pana Władysława, który więcéj myślał o Jadwidze, niż o gruntach, ale w końcu przekonał się, że długo na téj pustej ziemi popasać nie można i czémprędzéj trzeba do panienki generalny szturm przypuścić. I Jadwiga zdawała się wyczekiwać tego szturmu, bo już cały zapas książek pana Władyslawa przeczytała, z każdym dniem coraz więcéj mówiła o klasztorze, co według przekonania pułkownika najlepszą jest porą do ataku i zwycięztwa. A gospodarza koniecznie potrzebowała wioska, bo gromada do gruntów i lasów dominialnych coraz większe rościla pretensye.
Wdowa z własnego popędu darowała gromadzie część pastwiska i kilkadziesiąt morgów lasu; ale gromada podzieliła się pastwiskiem i zorała je pod siejbę, las wycięła, wykarczowala i także podzieliła między siebie, a do lasów i pastwiska dominialnego rościła znowu pretensye.
Powiedzieliśmy już wyżéj, że z pańszczyzną odpadły gromadzie różne korzyści, które miała z pastwisk i lasów duminialnych. Strata tych korzyści była dla gromad bardzo dotkliwą, a dla niektórych osad nawet wielkiem nieszczęściem. Chudoba gromadzka, owo jedyne bogactwo chłopa, została zagrożona śmiercią głodową. Ztąd powstały liczne procesa, a wyznaczone ku temu komisye zbyt powoli postępowały. W Nowéjwsi jednak komisya serwitutowa wydała już wyrok w spornéj między dworem a gromadą kwestyi, i pola używane dotąd na pastwiska,