Przejdź do zawartości

Strona:Jarema.djvu/109

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

błyskawicą. I ten dwór biały, tam w uboczu między lipami: nie miałże dzisiaj dla niego żadnego innego wspomnienia?
Snadź coś znalazło się w głębi duszy, bo dwie łzy puściły mu się z oczu, które szybko otarł rękawem od płaszcza.
Długo patrzył na ten dwór, aż wreszcie dostrzegł światło w piekarni. Światło to zelektryzowało go. Poprawił węzełka na ramieniu, spojrzał jeszcze raz na światło i śród gromów i błyskawicy ruszył ku niemu najkrótszą drogą.
Był to Jarema.