Strona:Janusz Korczak - Sława.djvu/46

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wicuś jest mały i głupi; to nie jego wina, że ja kupowałam cukierki.
Wicuś, usłyszawszy swe imię, wylazł z za szafy i wolnym krokiem zbliżył się do Władka.
— Raz kupiłam za grosz, a potem za dwa grosze. Potem założyłam się o dwa grosze i także przegrałam.
— A skąd miałaś pieniądze? — zdziwił się Władek.
— Właśnie, że nie miałam.
Władek wszystko zrozumiał: Pchełka narobiła długów, teraz szarpią ją wierzyciele — tak jak pana Witolda. Pchełka jest lekkomyślna, żyła nad stan i teraz pokutuje.
— Ile jesteś winna? — zapytał Władek.
— Najbardziej jestem winna pięć groszy: w ochronie trzy grosze i na podwórku dwa.
Pchełka dziś nawet wcale nie była w ochronie, bo ta dziewczynka kazała jej przynieść pieniądze, bo dłużej czekać nie może, i powie wszystko pani, i pani ją z pewnością wyrzuci.
— Mój Władku, mój Władku kochany, tylko nie mów nic mamie. Ja już nigdy nie będę.
I Pchełka powoli wszystko powiedziała.
Zaczęło się od tego, że kupiła od Józi landrynkę za grosz, niby że będzie jej winna — bo przecie za grosz można dostać