Strona:Janusz Korczak - Prawo dziecka do szacunku.djvu/44

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rom. Niedojrzałe, niedbałe, powierzchowne spojrzenie miesza je i myli z rzadkiemi występnemi, obarczonemi złą tarą.
(My dorośli umieliśmy nietylko unieszkodliwić pasierbów losu, ale umiejętnie korzystamy z pracy wydziedziczonych).
Zmuszone współżyć z niemi, zdrowe dzieci cierpią podwójnie: krzywdzone i wciągane w wykroczenia. A my czy nie oskarżamy lekkomyślnie ogółu, nie narzucamy zbiorowej odpowiedzialności?
— Oto jakie bywają, do czego są zdolne.
Najgorsza bodaj z krzywd.

Potomstwo pijaństwa, gwałtu i szału. Wykroczenia są echem głosów nie zzewnątrz a wewnętrznego rozkazu. Mroczna chwila, gdy zrozumiało, że inne, że trudno, że kaleka; że wyklną i szczuć będą. Pierwsze decyzje walki z siłą, która złe czyny dyktuje. Co inni darmo dostali, tak łatwo, co w innych powszednie i błahe, jasne dnie równowagi ducha — ono otrzymuje w nagrodę za krwawe zmagania. Szuka pomocy; jeśli zaufa, — garnie się, prosi, żąda: „ratujcie“. Zwierzył tajemnicę, chce się poprawić, raz na zawsze, odrazu, w porywie wysiłku.
Zamiast rozważnie hamować lekkomyślny impet, opóźniać decyzję poprawy, niezdarnie zachęcamy i przyśpieszamy. Chce się wyzwolić, staramy się usidlić, chce się wyrwać, my obłudne szykujemy pułapki. Gdy pragną jawnie i szczerze, uczymy