Przejdź do zawartości

Strona:Janusz Korczak - Prawidła życia.djvu/51

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

na ulicy, albo po wakacjach, gdy wracają ze wsi, i już się odzwyczaili od ulicy.
Rozmawiałem z szoferami i motorniczemi tramwajów. Powiedzieli, że najgorzej, jeśli ktoś nie wie, czy iść naprzód czy cofnąć się wtył, albo jeden ciągnie w jedną stronę, a drugi w drugą; wtedy niewiadomo, jak wyminąć, a niezawsze można odrazu zatrzymać samochód.
W gazetach gniewają się na szoferów, że są nieostrożni. Ale jak nieostrożni i lekkomyślni są przechodnie i właśnie dorośli. — Czy nie lepiej chwilę zaczekać, niż narażać życie?
Najbardziej skarżą się szoferzy na rowerzystów. I naprawdę niektórzy są bardzo nieostrożni. — A już najgorsze są żarty.
Znam taki wypadek:
Chłopiec założył się z kolegą, że zdąży przelecieć przed tramwajem. Co za bezmyślny zakład. Właśnie nie zdążył. Sam potem nie wiedział, czy się przewrócił, czy go tramwaj pchnął; ale już teczka z książkami wpadła pod deskę. Motorniczy zahamował w ostatniej chwili, a policjant przyprowadził bladego do domu...
Żywa, wesoła, ciekawa jest ulica, ale często bardzo smutna i smutne budzi myśli.
W domu starają się rodzice, żeby wszyscy byli dobrze wychowani, żeby dawali dobry przykład, żeby nie skrzywdzili; na ulicy