Strona:Janusz Korczak - Mośki, Joski i Srule.djvu/82

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Miał być i piąty jeszcze, ale się na szczęście ożenił, i żona kazała mu w domu zostać.
Tych czterech panów nazywamy w książce to dozorcami to nauczycielami, a właściwie muszą być wszystkiem po trochu.
Rano mydli się chłopcom głowy pod kranem, i wtedy dozorca jest kąpielowym. Kiedy wydaje się bieliznę czystą i ubrania, jest się krawcem, który przymierza i pasuje. Rano dyżurny przyszywa guziki, które się dnia poprzedniego urwały; bywa jednak, że po obiedzie urwie się taki guzik, bez którego grozi chłopcu zgubienie garderoby; wtedy dozorca bierze igłę — i myśli, że przyjemniej czasem guzik przyszyć, niż książkę napisać; bo uczciwie przyszyty guzik zawsze pożytek przyniesie.
Przy obiedzie dozorca jest kelnerem, a jeśli się ząb kiwa, to go palcem wyrywa, wtedy jest dentystą.
— Komu się jeszcze ząb kiwa?
— Mnie, proszę pana, mnie!
I pchają się tacy nawet, którym ząb się nie kiwa, bo nikt nie chce być gorszy od innych.
A ile razy musi dozorca zawiłe spory rozstrzygać.
— Proszę pana, czy to grzech dla wróbli bułki kupować? — Bo mój dziadek rzuca wróblom okruchy, a jak mu okruchów zabraknie, to bułkę podrobi. — A Sieraczek mówi, że to grzech. — Widzisz, głupi, że nie grzech. Acha!
Jeżeli zważymy, że generał Korcarz był koniem w marszu tryumfalnym, anioł z żywych obrazów był woźnym kolonij-