Strona:Janusz Korczak - Mośki, Joski i Srule.djvu/76

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Jednakże żadna ze stron nie była skłonna do ustępstw. Fort drugi padł dopiero czwartego dnia walki, i to z winy fatalnego wypadku.
Oto jedna z trójek, wpadłszy na wzniesienie ze sztandarem, nie zdążyła go wprawdzie zabrać, ale ułamała kawałek drzewa z jednym gwoździem i strzępem płótna, nie większym, niż pół centymetra.
Zjawia się tedy pytanie:
— Czy sztandar należy uważać za wzięty?
Zawieszenie broni i sąd rozjemczy. Z zapartym oddechem oczekują obie strony rezultatu narad wodzów. Narady trwają długo, bo sprawa jest zawikłana.
— Czy żądacie, byśmy po kawałku zdobywali wasz sztandar? Czy ten kawałek nie dowodzi, żeśmy go mieli w rękach? — pytają wodzowie napadu.
— Czy on nie dowodzi również — twierdzi obrona, że sztandaru zdobyć nie mogliście?
Sąd odbywał się na placu między obozem i fortecą i tylko pojedyncze wyrazy wzburzonych mówców dobiegały do uszu armij.
Wreszcie generał Presman, bardzo blady, powróciwszy rozkazał sztandar drugiego fortu oddać wrogowi i wojsku cofnąć się do fortecy.
Rozległy się ponure tony marsza żałobnego. Wodzowie mieli łzy w oczach. Sprawiedliwości stało się zadość.
Pułkownik Pergericht, który stał przy sztandarze, tylko na prośbę żony i nieletnich dzieci, uniknął grożącej mu kary.