Strona:Janusz Korczak - Mośki, Joski i Srule.djvu/34

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
ROZDZIAŁ SZÓSTY.
Ranek. — Złe i dobre krany. — Słanie łóżek i przylepki.

Bywało, że jakiś niezwykły wypadek budzi całą salę odrazu, w jedno mgnienie oka. Naprzykład przez otwarte okno wpadł nieostrożny wróbel lub się mysz polna zabłąkała. Któż by spać się ośmielił wobec tak ważnego zdarzenia? Wszystko, co żyje, skacze przez łóżka, na okna, odbywa się polowanie. Jednakże zdarza się to wyjątkowo tylko.
Zwykle na kilkanaście minut przed szóstą cichy szmer zwiastuje, że sala się budzi — i jeśli dozorca spojrzy przez okno swego pokoju na salę, choćby nie miał zegarka, wie, że czas wstawać.
W rogu sali zebrała się starszyzna grupy i żywo rozprawia na temat zawieszonej kartki z planem dnia, a więc kto jest dziś dyżurnym, kto ma po śniadaniu przyjść na opatrunek, bo przy palancie nogę sobie zadrapał; dalej: kąpiel, próba wyścigów, spacer do olszynki, pisanie listów do domu.
Ktoś przy oknie przygląda się kwiatom: czy przez noc urosły. Inny, siedząc w łóżku, uderza krzemieniem o krzemień, i dziwi się, że iskier niema, a sąsiad go poucza, dlaczego tak się dzieje. Paru chłopców goni się między łóżkami,