Strona:Janusz Korczak - Król Maciuś na wyspie bezludnej.djvu/92

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nie starczyło. Zresztą słyszeli, że Bum-Drum zawarł umowę z białymi królami, że nie tylko białych, ale i czarnych zjadać więcej nie będą. Słyszeli, ale nie mieli pewności, że tak jest. Jak już Klu-Klu zbuduje koleje, założy telegrafy, zacznie wydawać gazetę, nauczy ich czytać i strzelać z armat, wtedy będzie inaczej. Ale cóż: to będzie dopiero.
Przyznają się: zauważyli Kampanellę, bo leżała na wierzchu kupki. Wiedzieli, że królowa. No i w nocy, zarzucili poduszkę na głowę — potem po rynnie. Szkoda, że tak zręcznie zrobili. Gdyby krzyknęła albo co, gdyby im ktoś powiedział, niekoniecznie Maciuś, a byle kto, że nie wolno... A rybaczkę zjedli, toć każdy rozumie, że na sto ludożerców... No, ale co tu gadać? Zawinili i proszą, sami proszą o karę.
Smutne było posiedzenie. Nawet lord Pux, choć niby nic, głęboko odczuł stratę Kampanelli.
— Proszę uczcić zjedzoną królowę przez powstanie.
Wszyscy wstali.
— W kwestji formalnej — podnosi dwa palce Bum-Drum.
Co też Bum-Drum powie?
— Biali królowie, — mówi Bum-Drum. Moi czarni bracia są dzicy, wiem o tem. Wyrządzili wam szkodę. Tak. Ale nie ja ponoszę za to odpowiedzialność, tylko wy. Zbudowaliście sobie ładne pałace, a o nas wcale nie myślicie. Niby daliście nam prawa, ale to nie wszystko. My nie możemy sobie poradzić. Proszę, aby na tem po-