Strona:Janusz Korczak - Król Maciuś na wyspie bezludnej.djvu/31

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Dlaczego z przodu idzie dwóch, a z tyłu czterech? Czy nie znacie regulaminu? A to co za klatka?
I naczelnik uderzył laską w dzikie wino, gdzie stała klatka.
Zimny pot wystąpił Maciusiowi na czoło, bo wyraźnie zobaczył otwór w murze. Naczelnik więzienia był wysoki, więc patrzał z góry i dlatego nie zauważył.
— A to co za podkop? — wskazał na piwnicę.
— To śpiżarnia Robinzona Kruzoe, — powiedział Maciuś.
— Więc daję dzień aresztu za to, że chodzicie nie tak, jak należy, dzień aresztu za to, że pozwalacie kopać doły więźniowi numer dwieście jedenasty.
Ale naczelnik więzienia tylko naumyślnie straszył. Wiedział, że przebaczy. Bo nie warto zaczynać: jeszcze się poskarży Maciuś królowej, a królowa dała dużo prezentów i obiecała przysłać żonie brylantową broszkę, jeżeli będzie dobry dla więźnia. Zresztą Maciuś niedługo pojedzie — oby jaknajprędzej.
Tyle tylko było nieprzyjemnie, że żołnierze kazali zasypać śpiżarnię, gdzie Maciuś składał jedzenie na drogę. Z każdej porcji zjadał Maciuś połowę, a drugą w tajemnicy przynosił do piwnicy.
Szybko upływały Muciusiowi godziny. Ciągle musiał udawać zabawę. Zbierał żołędzie, patyki, robił ogródek koło muru, niby parkan, niby domki z piasku. A tylko patrzy, gdzie żołnierze, czy