Strona:Janusz Korczak - Król Maciuś na wyspie bezludnej.djvu/19

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ciusiowi pięć kropel na cukrze na uspokojenie nerwów. Lekarz więzienny miał dwa lekarstwa: w lewej kieszeni krople, w prawej proszki. Jedno i drugie było strasznie gorzkie i dawało się na wodzie. Ale jeśli naczelnik więzienia darował własny cukier, można zrobić wyjątek.
Nazajutrz Maciuś oznajmił, że ani pokarmów przyjmować nie będzie, ani na przechadzkę nie wyjdzie. Żąda papieru z pieczęcią, żeby wiedzieć wreszcie, co chcą z nim zrobić. Dłużej w więzieniu siedzieć nie myśli.
Koło południa wezwano Maciusia do kancelarji, Maciuś odmówił: nie pójdzie. — Nie ruszy się z miejsca, dopóki mu nie dadzą papieru z pieczęcią.
Chce wiedzieć! Dość tej zabawy w ślepą babkę.
Niezadowolony był naczelnik więzienia. Bo królowa nie tylko się nie obraziła, że Maciuś nie wyszedł, ale przyznała mu słuszność. Chciała przytem zobaczyć, jak Maciuś mieszka. A mieszkał źle. — Cela była wilgotna i ciemna, po ścianach łaziły pająki i pluskwy, i Maciuś spał na sienniku na podłodze. — W kącie stała miednica i dzbanek wody, i nawet krzesła nie było. — A królowa przyniosła ogromny bukiet białego bzu. — Co tu robić?
Zaraz dozorca zaniósł do celi miękki fotel z prywatnego mieszkania i taką samą piękną wazę, jaką już Maciuś stłukł wczoraj. — Bo było ich dwie: jedna stała na stole, a druga na fortepianie. Naczelnik więzienia chciał, żeby Maciuś i tę drugą wazę potłukł; wtedy królowa zobaczy, jak trudno z nim radzić i zrozumie, dlaczego Maciusia trzymają w takiej ciemnej celi.