Strona:Janusz Korczak - Król Maciuś na wyspie bezludnej.djvu/20

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ale Maciuś nad wyraz uprzejmie przyjął królowę. Z ogromną wdzięcznością wziął bukiet, który jednak wstawił do swojego glinianego dzbanka z wodą, a nie do porcelanowej wazy. Kampanella, zachęcona tem, położyła nieznacznie pudełko czekoladek; pudełko to miała ukryte w kieszeni królewskiego płaszcza, bo nie wiedziała, w jakim Maciuś będzie humorze.
— O nie, za czakoladki dziękuję: zbyt boleśnie przypominają mi one moją pierwszą dziecinną reformę.
Więc tak:
Bezludna wyspa już jest wybrana. Słusznie gniewa się Maciuś, ale doprawdy prędzej nie można było. — Król Orestes nie jest winien, — on tylko przez grzeczność towarzyszył królowej. — Chciał koniecznie przyjechać smutny król, ale Bum-Drum i młody król nie pozwolili. Bum-Drum jest teraz przyjacielem młodego króla. — Papier z pieczęcią i podpisami królów jeszcze nie jest gotów. — Kampanella przyjechała, żeby uspokoić Maciusia i powiedzieć, że o nim pamiętają, że niezadługo będzie mógł wyjechać. — A tymczasem...
— ...Jeśli wasza królewska mość pozwoli, będę go odwiedzała codziennie.
Zamiast odpowiedzi, Maciuś złożył pocałunek na ręce dobrej królowej
— Niestety, — powiedziała królowa — nie wolno mi przychodzić na dłużej, niż na czternaście minut.
— Rozumiem: etykieta, — szepnął Maciuś.
— Nie, regulamin więzienny...