Przejdź do zawartości

Strona:Janusz Korczak - Król Maciuś na wyspie bezludnej.djvu/168

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Dlaczego?
— Dokuczać będą.
— Za co?
— Powiedzą, że się pieszczę, podlizuję...
— Kto? Wszyscy powiedzą?
— Nie wszyscy, ale powiedzą.
— No to niech mówią.
— Nie, przykro. Dziękuję waszej królewskiej mości.
Wyraźnie chce odejść. Smutno się Maciusiowi zrobiło:
— Czemu uciekacie?
— Taak. Zobaczą, dokuczać będą.
— A teraz nie dokuczają?
— Co mają dokuczać? — prawie z gniewem powiedział Stefan.
I odszedł.
Przykro było Maciusiowi, żal chłopca.
Co robić?
Do domu wracać nie chce, w lesie smutno, a nad morzem włóczą się teraz ciągle ci albo tamci.
— Pojadę do Ali — decyduje Maciuś.
Idzie nad brzeg, chce siąść do czółna, a tu niema wioseł. Biegnie Maciuś do dowództwa na skargę.
— Wiosła zginęły.
— Zaraz się znajdą — mówi rotmistrz — zawołać mi wartę.
— Co pan chce robić, panie rotmistrzu?
— Mordy prać!
— Nie pozwalam.