Strona:Janusz Korczak - Król Maciuś na wyspie bezludnej.djvu/10

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

chał, kiedy należało być wzruszonym. Bo amoniak, musztarda i cebula — wyciskają łzy z oczów.
A no dobrze. — Na dwudziestem czwartem posiedzeniu postanowią już, dokąd wysłać Maciusia. — Zebranie odbędzie się w pałacu Kampanelli, która miała przez Maciusia pierwszy na świecie prawdziwy bunt dzieci z zielonym sztandarem.
Królowa Kampanella była bardzo ładna. Mąż jej umarł w marcu. Dzieci nie miała. — Pałac jej mieścił się w pięknym pomarańczowym ogrodzie nad brzegiem ślicznego jeziora.
W czarnych frakach przyjechali trzej nauczyciele geografii; ich wyspy najlepiej się podobały. I jedną z trzech wysp mieli wybrać dla Maciusia.
— Moja wyspa — mówi pierwszy nauczyciel — jest tu.
I pokazał pałeczką na mapę, ale wszyscy widzieli tylko morze, bo żadnej wyspy nie było.
— Dziwicie się wasze królewskie moście, że wyspy niema na mapie. Zaraz wam wytłomaczę. — Na mapach rysuje się tylko duże wyspy, bo by się wszystkie nie zmieściły. Jeżeli jest na mapie choćby tylko kropeczka, to wyspa jest duża. Moja wysepka ma tylko trzy kilometry, jest więc bardzo maleńka. Zato wygodniej będzie Maciusia pilnować. Wysokich drzew niema, — wogóle mało jest roślin, — trochę trawy tylko i krzaków. — Jest zupełnie bezludna i bardzo daleko od lądu. Miejscowość zdrowa, zimy wcale niema. Wystarczy zbudować drewniany barak dla Maciusia i straży. — Raz na miesiąc można posyłać jedzenie — i już. — Niech sobie siedzi.