Strona:Janusz Korczak - Król Maciuś Pierwszy.djvu/45

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

cicho, żeby lokaje nie słyszeli, boby stracili dla niego szacunek.
— Nie, wasza królewska mość pożegna się z nimi uprzejmie. Zresztą już oni to sami zrobią.
Posłowie nie byli ani związani ani nie mieli łańcuchów na nogach i rękach.
— Przyszliśmy pożegnać waszą królewską mość. Jest nam bardzo przykro, że wojna być musi. Robiliśmy wszystko, aby nie dopuścić do wojny. Trudno, nie udało się. Zmuszeni jesteśmy zwrócić waszej kr. mości otrzymane ordery, bo nie wypada nam nosić orderów państwa, z którym nasze rządy prowadzą wojnę.
Mistrz ceremonji odebrał od nich ordery.
— Dziękujemy waszej królewskiej mości za gościnę w jego pięknej stolicy, skąd wynosimy najmilsze wspomnienia. I nie wątpimy, że drobny zatarg prędko się skończy — i dawna serdeczna przyjaźń znów sprzymierzy nasze rządy.
Maciuś wstał i głosem spokojnym odpowiedział:
— Powiedzcie waszym rządom, że rad jestem szczerze, że wojna wybuchła. Postaram się możliwie prędko was zwyciężyć — a warunki pokoju postawię łagodne. Tak czynili moi przodkowie.
Uśmiechnął się zlekka jeden z posłów, nastąpił głęboki ukłon — mistrz ceremonji uderzył trzy razy w podłogę srebrną laską i powiedział:
— Audjencja skończona.
Mowa króla Maciusia, powtórzona przez wszystkie pisma, wzbudziła zachwyt.
Przed pałacem królewskim zebrał się ogromny tłum. Wiwatom nie było końca.