Strona:Janusz Korczak - Król Maciuś Pierwszy.djvu/44

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

a prezes zadowolony był, że go król prosi. Jeszcze się trochę na niby upierał, ale się zgodził zostać.
Długo trwała narada, a gdy się skończyła, chłopcy na ulicach krzyczeli:
— Dodatek nadzwyczajny. Konflikt zażegnany.
Co znaczy, że ministrowie się już pogodzili.
Maciuś był trochę ździwiony, że w naradach nic o tem nie wspominano, że on Maciuś ma mieć przemowę do ludu, że na białym koniu jechać będzie na czele dzielnego wojska. Mówili o kolejach, pieniądzach, sucharach, butach dla wojska, o sianie, owsie, wołach i świniach, jakby nie o wojnę szło, a o jakieś całkiem inne rzeczy.
Bo Maciuś słyszał wiele o dawnych wojnach, ale nie znał wcale wojny współczesnej. Miał ją dopiero poznać, miał niezadługo zrozumieć, poco są te suchary i buty i co one z wojną mają wspólnego.
Niepokój Maciusia wzrósł, gdy nazajutrz o zwykłej porze zjawił się jego zagraniczny guwerner na lekcję.
Zaledwo jednak połowa lekcji przeszła, gdy odwołano Maciusia do sali tronowej.
— To wyjeżdżają posłowie państw, które wypowiedziały nam wojnę.
— A dokąd oni jadą?
— Do siebie.
Dziwne się Maciusiowi zdawało, że im tak wolno spokojnie wyjechać, wolał to jednakże, niż gdyby ich wbito na pal albo poddano torturom.
— A poco oni przyszli?
— Pożegnać się z waszą królewską mością.
— Czy ja mam być obrażony? — zapytał się