Strona:Janusz Korczak - Król Maciuś Pierwszy.djvu/358

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Trzeci król i przyjaciel żółtych królów milczał. I dwaj kłócący się królowie dobrze wiedzieli, że będzie tak, jak on zechce. A on był mądry:
— Po co draźnić czarnych królów, których Maciuś jest przyjacielem — myślał sobie. — Zabijać Maciusia niema potrzeby, można go umieścić na bezludnej wyspie, i niech tam sobie siedzi. I wilk będzie syty i owca cała.
I tak właśnie spisali umowę.
Punkt pierwszy. Króla Maciusia trzeba wziąć żywego do niewoli.
Punkt drugi. Zesłany będzie na wyspę bezludną.
Przy punkcie trzecim znów się pokłócili, bo smutny król żądał, żeby Maciuś miał prawo wziąć ze sobą dziesięć osób, kogo zechce, żeby mu towarzyszyli, a młody król się nie zgadzał:
— Pojechać ma z Maciusiem tylko trzech oficerów i trzydziestu żołnierzy, po jednym oficerze i dziesięciu żołnierzy od każdego z królów zwycięzców.
Dwa dni nie mogli dojść do zgody, wreszcie każdy trochę ustąpił:
— Więc dobrze — mówi młody król — niech jedzie do niego dziesięciu przyjaciół, ale dopiero po roku. I powiedzieć Maciusiowi, że jest skazany na śmierć, a dopiero w ostatniej chwili go ułaskawić. Trzeba koniecznie, żeby naród widział, jak Maciuś płacze i prosi, żeby ten głupi naród, który tak pokornie dawał się wodzić za nos, raz na zawsze zrozumiał, że Maciuś, to nie żaden bohater, a zuchwały ale bojaźliwy zarazem smyk. Bo inaczej, naród może za lat parę urządzić powstanie