I na liście Maciusia, pogniecionym i zabłoconym, napisał tylko dwa słowa.
— Niema głupich!
Tymczasem stolica dowiedziała się o wojnie i o liście Maciusia — i z niecierpliwością oczekiwała odpowiedzi. A tu przychodzi taka odpowiedź.
Rozłościli się wszyscy:
— A to zarozumialec. Ordynus taki. Poczekaj, już my ci pokażemy.
I miasto nie na żarty zaczęło się szykować do obrony:
— Już my ci pokażemy.
Wszyscy jak jeden — stanęli po stronie Maciusia. Zapomnieli o urazach i gniewach, a pamiętali o zasługach Maciusia. I teraz nie jedna, ale wszystkie gazety pisały o Maciusiu–reformatorze, o Maciusiu–bohaterze.
W fabrykach dzień i noc pracowano. Wojska się ćwiczyły na ulicach i na placach. Wszyscy powtarzali słowa Maciusia:
— Zwyciężyć, albo zginąć.
Co dzień nowe wiadomości i plotki; jedne złe, drugie dobre:
„Nieprzyjaciel zbliża się do stolicy“.
„Smutny król obiecał Maciusiowi pomoc“.
„Bum Drum przysyła wszystkie czarne wojska“.
A kiedy Klu–Klu wyprowadziła swoich tysiąc czarnych dzieci na ulicę, taki zapał ogarnął mieszkańców, że obrzucili ją kwiatami i nosili na rękach. A było sporo takich, którzy mówili:
— Wprawdzie Klu–Klu jest strasznie czarna, ale znów nie tak, żeby się z nią Maciuś już zupełnie nie mógł ożenić.
Strona:Janusz Korczak - Król Maciuś Pierwszy.djvu/339
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.