Strona:Janusz Korczak - Król Maciuś Pierwszy.djvu/318

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Przechodzą koło tych samych koszar, obok których przechodził wtedy z Felkiem, gdy po raz pierwszy wykradł się na wojnę w nocy z pałacu. O, jaki był wtedy szczęśliwy, jak nic nie rozumiał, jaki był dziecinny. Teraz już wszystko wie i niczego się nie spodziewa.
Siedzi koło koszar stary żołnierz, fajkę pali.
— Co tam słychać w wojsku?
— A no nic: dzieci gospodarują. Wystrzelały na wiwat naboje, popsuły armaty. Niema wojska już.
I zapłakał.
Przechodzą koło fabryki. Siedzi robotnik, trzyma książkę na kolanach, wierszy na jutro się uczy.
— Co tam słychać w fabrykach?
— A wejdźcie, to zobaczycie. Teraz każdemu wolno wchodzić.
Wchodzą. W kantorze papiery porozrzucane, główny kocioł pękł, maszyny stoją. Paru chłopców kręci się po sali.
— Co wy tu robicie?
— A no, przysłali tu nas pięciuset, żeby robić. Tamci powiedzieli: „niema głupich“ i poszli sobie na wagary. A nas tak ze trzydziestu, no przyszliśmy. Nic nie wiemy, wszystko zepsute. Tamci odeszli, a my trochę zamiatamy. Rodzice w szkole, w domu się nudzi. I nieprzyjemnie brać pieniądze, jak się nic nie robi.
Połowa sklepów na ulicach zamknięta, chociaż już wszyscy wiedzieli, że wilki w klatce.
Weszli do jednego sklepu. Bardzo miła dziewczynka sprzedawała.