Strona:Janusz Korczak - Król Maciuś Pierwszy.djvu/290

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

między sobą, ale rząd nie ma prawa im nic robić, bo są nietykalni. Zresztą dostał już od Klu–Klu i może się uspokoi.
Maciuś był bardzo zadowolony, że nie napiszą w gazecie, że Antek się z niego śmiał, — i chętnie Antkowi przebaczył.
— Jutro posiedzenie zacznie się o dwunastej.
— To mnie wcale nie obchodzi, bo ja nie przyjdę.
— To źle — powiedział dziennikarz. — Mogą pomyśleć, że wasza królewska mość się boi.
— Więc co robić? Przecież jestem obrażony — mówi Maciuś ze łzami w oczach.
— To przyjdzie delegacja posłów przeprosić waszą królewską mość.
— Dobrze — zgodził się Maciuś.
Dziennikarz poszedł, bo musiał zaraz pisać do gazety, żeby jutro rano już było wszystko wydrukowane.
A Felek został.
— A mówiłem ci wtedy, żebyś się przestał nazywać Maciuś.
— No i co? — przerwał podrażniony Maciuś. — Ty nazwałeś się baronem fon Rauch, a nazwali cię baranem. To jeszcze gorzej, niż mnie. Kot, to nic złego przecież.
— Dobrze. Ale ja jestem tylko ministrem, a ty jesteś królem, i gorzej, żeby król był kotem–Maciusiem, niż minister baranem.
Klu–Klu nie poszła na posiedzenie, a Maciuś musiał. Z początku było mu nieprzyjemnie, ale wszyscy tak cicho siedzieli, i mowy były takie cie-