umiała, została nauczycielką pastuszków, których uczyła czytać.
O każdej nowej literze mówiła Klu–Klu, że jest podobna do jakiegoś robaczka.
— Jakże? Znacie różne muszki, robaki, owady, zioła, znacie ich setki, a głupich trzydziestu literek nie możecie spamiętać. Możecie, tylko wam się zdaje, że to coś bardzo trudnego. Tak samo, jak kiedy się pierwszy raz pływa albo siądzie na konia, albo stanie na lodzie. Wystarczy sobie powiedzieć: to łatwe, i będzie łatwe.
I mówili pastuszki: czytać jest łatwo! I zaczynali czytać. A ich matki aż w ręce klaskały ze zdziwienia:
— Ależ ta czarna dziewucha jest zuch, — no! Nauczyciel gardło sobie cały rok zrywał, bił linją, targał za uszy i za kudły, i nic, jak głąby, a ona powiedziała tylko, że litery, to muchy, i nauczyła.
— A jak ona krowę wydoiła, było na co patrzeć.
— A u mnie cielę zachorowało. Takie dziecko, a tylko spojrzała i mówi: „to cielę zdechnie za trzy dni“. I bez niej wiedziałam; boż to jedno cielę mi zdechło. A ona: „jeżeli u was rośnie — mówi, takie zioło, to mogę cielę uratować. Poszłam z nią, bo byłam ciekawa. Szuka, szuka, to powącha, to pogryzie. „Niema — powiada, trzeba będzie to sprobować, bo ma podobną gorycz do tamtego“. Nazbierała, dosypała trochę popiołu gorącego, zmieszała, i wszystko tak zręcznie, jak aptekarz, potem wsypała do mleka i daje. A cielę, jakby rozumiało, pije, chociaż gorzkie,
Strona:Janusz Korczak - Król Maciuś Pierwszy.djvu/272
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.