Strona:Janusz Korczak - Król Maciuś Pierwszy.djvu/119

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Przecież razem wojowaliśmy, przez ciebie z niewoli się wyrwałem.
Rada w radę, postanowili, że na odosobnieniu będą mówili sobie po dawnemu.
— Sztaba, Waligóra.
— Sztaba, Wyrwidębie.
Teraz lżej już było Maciusiowi odebrać nieszczęsny papier.
— Dam ci za ten papier łyżwy, dwie lanki, album z markami, palące szkło i magnes.
— A stary znów mnie zbije.
— Prawda mój Felku, bądź cierpliwy, sam widzisz, że królowie nie mogą też tak odrazu. Królowie muszą słuchać się prawa.
— A co to jest?
— Sam jeszcze nie wiem dobrze. To są jakieś książki, czy coś.
— No tak — powiedział smutnie Felek — jak ty jesteś ciągle na posiedzeniach, to się potrochu uczysz wszystkiego, a ja co...
— Nie martw się, mój złoty Felku, zobaczysz, że będzie dobrze. Jeżeli mogę rozdać pięciu miljonom dzieci czekoladę, to przecież mogę i dla ciebie dużo dobrego zrobić. Tylko to musi być prawnie zrobione. Ty wcale nie wiesz, jak ja teraz długo wieczorem nie mogę zasnąć w łóżku. Leżę i leżę — i myślę i myślę. I męczę się, żeby coś takiego zrobić, żeby wszystkim było dobrze. Teraz będzie już łatwiej, bo co ja mogłem wymyślić dla dorosłych? Papierosy im dam — mają pieniądze, to sobie sami kupią. Wódkę dam — no to się popiją — i co będą mieli.