Strona:Janusz Korczak - Król Maciuś Pierwszy.djvu/100

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.


Na drugi dzień przyszedł papier, podpisany przez wszystkich trzech nieprzyjacielskich królów.
„Królu Maciusiu — pisali — jesteś mężny, rozumny i szlachetny. Poco mamy się bić? Chcemy się z tobą przyjaźnić. Wracamy do naszego kraju. Czy się zgadzasz?“
Król Maciuś się zgodził.
Pokój został zawarty.
Porządni żołnierze wszyscy się cieszyli, cieszyły się ich żony, matki i dzieci. Byli może i niezadowoleni ci, którzy na wojnie rabują i kradną, ale takich jest niezbyt wielu.
To też z radością witano Maciusia, gdy królewskim pociągiem wracał do stolicy.
Na jednej stacji kazał zatrzymać pociąg, a sam poszedł do poczciwej zwrotniczowej.
— Przyszedłem do pani na kawę — powiedział Maciuś z uśmiechem.
Zwrotniczowa z radości nie wiedziała co robić.
— Co za szczęście, co za szczęście — mówiła, a z oczu tak jej łzy kapią, kapią.
W stolicy czekał już samochód, ale Maciuś zażądał białego konia.
Ucieszył się mistrz ceremonji, za głowę się złapał: