Strona:Janusz Korczak - Koszałki Opałki.djvu/99

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

plombę z dziurką i szepcze w upojeniu: «zagraniczne, prawdziwe zagraniczne» i nawet na guzikach i pantoflach własnego wyrobu kładzie napis magiczny: «Paris» lub «Parie»...
Metagłupin chce, on szczerze chce, tylko biedactwo nie wie i nie umie, albo jeszcze gorzej nawet: źle wie i zdaje mu się, że umie.
I proszę was, ot co się dzieje.
Metagłupin wie, że każde miasto wielkie musi mieć wielkich ludzi. Cóż robi Metagłupin? A no, robi tak: zaczyna szukać. Szuka, szuka, szuka, szuka nasamprzód wśród hrabiów, potem o pół centymetra społecznego niżej, jeszcze o pół niżej, a wreszcie już ma. Chwyta go za frak i woła:
— Jesteś wielki.
Ździwiony początkowo łup, albo zdumiony, albo nawet przerażony, w pierwszej chwili wyrywa się, szamocze, prosi, zaklina, kryje. Nic nie pomaga.
— Jesteś wielki i basta. Musisz być wielki i koniec.
I łup często niewinnie wcale staje się wielki, i już mu inaczej nie pozwolą. I on uwierzy i to tak mocno uwierzy, że potem się gniewa i nawet mocno gniewa, gdy mu ktoś powie, że to tylko na żarty, że tak trzeba dla dobra tłumu, że z nimi on może być szczery,