rycznej, społecznej, filozoficznej, metafizycznej, materjalistycznej, etnograficznej.
On słuchał uważnie, oczami zwisał na moich ustach, a gdy blady i wyczerpany zamilkłem — on uśmiechnął się jakoś bezbarwnie i rzekł:
— Mój panie! Wiara — to jest wiara... i basta.
Raz wzburzył mnie fakt bezprzykładnej podłości ludzkiej.
— Ludzie — wołałem — to szakale. Człowiek to twór najnikczemniejszy. Każde zwierzę ma coś dobrego wrodzonego, jemu tylko właściwego. A człowiek umie rozumować; człowiek wyrozumuje każdą podłość, każdą nikczemność...
On położył mi rękę na ramieniu i powiedział dziwnie poważnym głosem, uroczystym:
— Człowiek jest tylko człowiekiem.
Innym razem gromiłem stosunek rodziców do dzieci.
— Co ojciec, lub matka daje dziecku, prócz truskawek, czystych chustek do nosa, korepetytora i żółtych bucików? Czy starają się ostalować swe dzieci hartowną zbroją — na ciężki bój życia? Czy wmyślają się w jaźń duchową dziecka — człowieka? Czy w dniu zaręczyn i kupowania wyprawy myśleli o niem, jakie cechy ciała i duszy mu przekażą? Nie. Dziecko — to lal-
Strona:Janusz Korczak - Koszałki Opałki.djvu/57
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.