Strona:Janusz Korczak - Koszałki Opałki.djvu/115

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czyli trup przy trupie». Miałem już ostatnią scenę ostatniego aktu.
Ten chłopiec — to wykradziony syn. Skradzione dziecko; ojciec zrozpaczony, rujnuje majątek na bezowocne poszukiwania; potem się rozpija; potem oto widzi to dziecię tu na ulicy, poznaje je po znaczku na szyi i woła:
— Mój syn!
Chłopiec:
— Ojcze!
Ojciec:
— Dziecię!
Chłopiec:
— Umieram.
Ojciec:
— Musisz żyć!
Chłopiec kona. Ojciec zrywa się, uderza z całej mocy głową o ową kamienicę z siedmioma numerami hypoteki. Trąbka «Pogotowia» za sceną. Zasłona spada.
Budzę się z zadumy. Nowa fala uczuć.
O wy, szydercy, wy, którzy kruczym głosem głosicie, że człowiek jest tylko samcem, lub samicą, a zawsze egoistą, gdybyście słyszeli, jaki szmer oburzenia poruszył ten tłum na widok obdartusa, chcącego wlać zemdlonemu wódkę w u-