Przejdź do zawartości

Strona:Janusz Korczak - Kiedy znów będę mały.djvu/94

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

do więzienia. Józef tłumaczy sny. Później było mu dobrze, ale jak ciężko być sprzedanym przez braci, oskarżonym złośliwie i w kajdanach długie lata w ciemnym siedzieć lochu. — Ja niedługo stałem w kącie, a ile wycierpiałem. Stałem w klasie, gdzie są okna, wiedziałem, że tylko do dzwonka. — Dlaczego nie wiemy, jak wyglądało egipskie więzienie, jak długo dręczył się Józef. Żal mi Józefa, chcę mu współczuć tyle, ile zasłużył, a nie wiem. Wtedy o Eskimosach chciałem wiedzieć wszystko, teraz o Józefie. Pytań mam bardzo wiele, — czemu dorośli pytań naszych nie lubią? Przecież to było dawno, i daleko, więc i oni mogą nie wiedzieć. Dlaczego dorośli nie lubią się przyznawać, że nie wiedzą, ale zobaczą w książkach, albo zapytają kogoś, kto wie więcej. Może nie wiedzą, ale się domyślają. Im łatwiej.
Dawniej w szkole nie było nawet obrazków. Za moich czasów nie było kinematografu. Jakże biedne były dziecinne lata bez kina. Mówili o górach, morzach, pustyniach, dawnych wojnach, dzikich ludach. I rosło coraz bardziej pragnienie, żeby to wszystko widzieć. — Teraz, gdy się wychodzi z ciemnej sali kina, może człowiek przynajmniej powiedzieć:
— Byłem tam — widziałem.
Budzi mnie z zamyślenia szmer klasy. Znów jesteśmy wypoczęci i głodni dwunastu strzałów armatnich.
Bolą plecy, ale dopiero teraz. Twarda musiała być piguła. Przyjemny jest taki mały ból. — Jak