Strona:Janusz Korczak - Kiedy znów będę mały.djvu/72

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zdobyć, tem milsze zwycięstwo. Czy prawda dorosłych, odkrycie, wynalazek, poznanie, — czy lalka w garnku, albo pod poduszką. Cała przyroda — to Irenka ukrywająca lalkę, a w mozole poszukująca ludzkość — to ja, mały chłopak. — Tam zająca goniłem szybkością nóg i sprawnością biegu, tu chwytam lalkę domyślnością, czujnością, uporem.
Cóż innego w życiu robimy, co czyni ludzkość cała? — Zające gonimy i szukamy lalek.
Już nawet zmęczony jestem tym długim dniem, w którym tyle przeżyłem.
Zjadłem kolację, chcę się do łóżka położyć najprędzej.
— Coś taki spokojny? — pyta się ojciec. — W szkole nabroiłeś?
— Nie, — mówię — głowa mnie boli.
— Może dać ci cytryny? — mówi mama.
Umyłem tylko ręce i twarz, prędko się rozebrałem, leżę z zamkniętemi oczami.
Skończył się pierwszy dzień, kiedy znów jestem mały. Ileż było wszystkiego w tym jednym dniu. Tylko część zapisałem, co mi akurat podsunęło wspomnienie, co dłużej trwało. Jeśli biją w człowieka wrażenia, jak wiosenna ulewa, czy może spamiętać i opisać wszystkie deszczu krople? Czy dadzą się zliczyć rozkołysane fale wezbranej rzeki?
Byłem Eskimosem i psem, ścigałem i uciekałem przed pościgiem, zwycięzca i niewinna ofiara przypadku, artysta i filozof — życie mi gra, jak kapela. I rozumiem, dlaczego dziecko może być dojrzałym muzykiem, a gdy się wpatrzymy uważniej w rysunki