Strona:Janusz Korczak - Kiedy znów będę mały.djvu/53

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Żołnierz, więc trzeba spojrzeć, czy ma naszywkę czy nie, z piechoty, czy artylerji.
Mechanik coś majstruje w skrzynce telefonu, robotnicy czyszczą kanał miejski. — Zatrzyma się zaraz człowiek, bo może będzie ciekawe.
O wszystkiem nowe myśli przychodzą do głowy.
I psów się dużo widziało. Ale ten nos liznął językiem — i znów:
— Psy nie potrzebują chustek do nosa, bo językiem nos przelizują; a ludzie tylko pociągają nosem. I bierze ochota sprobować.
Sięgam do nosa językiem, a Mundek radzi:
— Nachyl nos palcem.
Ja mówię:
— Palcem to nie sztuka.
A on:
— No, spróbuj.
Przechodzi obok kobieta i mówi:
— Głupie dzieciaki, jęzory powywalali.
Myśmy się zawstydzili, bośmy zapomnieli zupełnie, że ludzie chodzą i patrzą.
Gdyby ta pani wiedziała, o czem rozmawiamy, toby się nie dziwiła, bo to była próba, jak bardzo ludziom chustki do nosa potrzebne, czy psy mają wiele dłuższe języki i jak sobie radzi człowiek bez nosa. — Chcieliśmy sprawdzić, a jak kto nie słyszał rozmowy, zdaje mu się, że głupie.
Kiedy jeszcze byłem dorosły, spieszyłem się raz na pociąg. A tu wiatr z kurzem prosto w oczy. Nie wiem, czy walizkę trzymać, czy kapelusz, czy oczy