Strona:Janusz Korczak - Kiedy znów będę mały.djvu/37

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nią od dorosłych, tylko inaczej żyją i inne mają prawa?
A za oknem chmura jeszcze większa, — czarna. I przyszło mi do głowy:
— Dziecko, to tak, jak wiosna. Albo słońce, pogoda i już bardzo wesoło i pięknie. Albo nagle burza, błyśnie, zagrzmi i piorun uderzy. — A dorosły — jakby we mgle. Smutna mgła go otacza. Ani dużych radości, ani dużych smutków. Szaro i poważnie. — Bo przecież pamiętam. Nasza radość i smutek pędzi, jak wicher, a ich się tylko snuje. — Przecież pamiętam.
Podobało mi się to porównanie. Tak, gdybym nawet mógł znów się zamienić, wolałbym jeszcze sprobować.
I tak mi się cicho, przyjemnie zrobiło. Tak cicho, jak kiedy się wyjdzie w pole wieczorem, a wietrzyk łagodnie głaszcze po twarzy, jakby kto ręką dotykał. A na niebie gwiazdy. I wszystko śpi. I tylko zapach pola i lasu.
Pręciutko mi ta godzina zleciała. Jeśli będę jeszcze nauczycielem, nigdy nie będę wyrywał ucznia, który ma zmartwienie. Niech myśli, niech się uspokoi, niech sobie odpocznie.
Aż drygnąłem cały, kiedy zadzwonili.
I zaraz zaczęli się czepiać:
— Dlaczego płakałeś? Co kierownik mówił?
Dorośli mówią, żeby się nie bić. Myślą, że się dla przyjemności bijemy. Owszem, są silni awanturnicy, którzy szukają zaczepki ze słabszym. Unikamy ich, ustępujemy, omijamy. Ale to ich więcej roz-