Strona:Janusz Korczak - Kiedy znów będę mały.djvu/230

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— To wszystko przez ciebie.
Mundek z przerażeniem patrzy na mnie.
Zaco? Dlaczego?
Wszystko przez tę pocztówkę.
Nienawidzę Marychny.
— Głupia. — Kokietka. — Całą nocby tańczyła. Oczy w górę przewraca.
Szkoda, że daleko. Na złośćbym jej zrobił. Pobił. Kokardę rzucił do rynsztoka.
Wyrywam groch z doniczki. I przez okno. Irena łzy ma w oczach. Czuje, że się coś strasznego stało.
Nic i nikogo nie mieć.
Łatek, gdzie jesteś?
Nie.
Na co mi to psisko? Niech sobie ma Bączkiewicz w procencie. Kupił za dziesięć groszy. Niech jemu liże ręce.
Zniszczyłem wszystkie pamiątki, zerwałem z całym światem.
Zostałem sam.
Matka?
Przecie powiedziała, że mnie się wyrzeka. Już tylko Irena. Ja — nie.
Niegodny, występny, wyklęty, skłócony z życiem.
Wszystko porzuciło. Wszędzie zdrada.
— Niespokojny. Źle lekcje odrabia.
I pani, i Łatek, i matka.

Pobiegłem aż na sam strych i przed drzwiami usiadłem na schodku.