Strona:Janusz Korczak - Kiedy znów będę mały.djvu/225

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nie uważam? — Czy dzieciom mniej zdolnym już się nie należy ani trochę miejsca na świecie?
Wywołała mnie pani do tablicy. Miała to być poprawka. A zakotłowało się w głowie. Nic tylko:
— Znów dwóję dostaniesz.
Inny umie chrząkać, albo nadrabia miną, albo zrobi się potulny i godzien litości, albo umie korzystać zaraz, jak mu podpowiedzą. Niby robi sam, a czeka, co pani powie. A może coś się stanie takiego w ostatniej chwili i ocalenie przyniesie?
Każdy inaczej sobie radzi, byle się wykręcić. Więc i ja tak samo. — Ale pani już mnie pamięta. Nie mówię, że się umyślnie przyczepia, ale już pilnuje.
Pokazują na palcach, że zaraz dzwonek. Ale nic mnie to nie pociesza. Bo albo pani po dzwonku przetrzyma — wtedy jeszcze gorzej, — albo nawet nic nie postawi, ale zapamięta.
— Źle.
Sam wiem, że źle i już tylko czekam, czy pani gniewać się zacznie, czy ze mnie żartować.
Ale było najgorzej.
— Co się z tobą zrobiło? — mówi pani z wyrzutem. — Strasznie się zaniedbałeś. Nie uważasz na lekcjach, niestarannie piszesz, — zupełnie się opuściłeś. A oto skutki. — Wczoraj robiliśmy podobne zadanie. Gdybyś był uważał.
Wszystko przepadło.
No, tak: zepsułem się. Tak: psujemy się i poprawiamy. Nigdy bez powodu. Kto nie wie, co w głowie się dzieje i co serce czuje, temu łatwo osądzać.