Strona:Janusz Korczak - Kiedy znów będę mały.djvu/153

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

powiadam, jak się przewróci i guza nabije, albo podrze. No i plącze się przecie i przeszkadza.
Dla dorosłych dziecko — wszystko jedno, czy ma pięć lat, czy dziesięć. Jak wygodnie, to niema różnicy:
— Dzieci, idźcie się bawić.
A jak wygodnie, to jesteś starszy i masz być opiekunem, i ustępować, i dobry przykład dawać.
Sami sieją waśń między rodzeństwem, i dlatego nie może być zgoda. Dlatego staramy się unikać małego, i wtedy tylko się zbliży, kiedy bardzo się nudzi, albo chce od młodszego wypętać.
Bo i my nie bez winy. Dużo jest między nami oszukaństwa. Niech tylko ma coś mały, zaraz znajdzie się przyjaciel, co spróbuje wymanić. Niby się bawi, aż dostanie co chce, a potem ani spojrzy. A mały dumny, że go proszą, albo się wstydzi upomnieć, żeby oddał.
Bo różni są i starsi, i mali.
Dlatego, co porządniejszy, nie zadaje się z malcem, żeby go nie mieli w podejrzeniu, a garną się do nich najgorsi.
I naprawdę starsi dają małym zły przykład i psują. I tak od najmniejszego już cudak jakiś rośnie. A potem, jak ma rozum, trudno się odzwyczaić, trudno się poprawić.
Idę przez ulicę i myślę. Aż patrzę, a tu mój Łatek. Ażem przystanął. Ale tak mi się tylko zdawało. Niebardzo był nawet podobny. Więc teraz znów myślę o Łatku.