Strona:Janusz Korczak - Kiedy znów będę mały.djvu/132

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

I już ci przykro. Zaraz patrzysz, czy tak sobie tylko powiedział i zapomni, czy już się gniewa.
A Łatek będzie mnie lubił, więc jak źle jaką sztukę zrobi, — no, powiem mu, że źle, ale zaraz pogłaszczę, a on zamerda ogonkiem i będzie się starał.
Nie będę drażnił, nawet na żarty, żeby go nie przyuczać do złości. Bo to dziwne, dlaczego przyjemnie drażnić psa, żeby szczekał. I ja wczoraj kota postraszyłem. I przypomniałem sobie i wstyd mi się zrobiło. I co ja od niego chciałem? — A jemu pewnie też serce mocno ze strachu biło. — I czy koty naprawdę są fałszywe, bo może tylko tak mówią?
A pani mówi:
— Czytaj dalej.
Niby ja.
A ja ani wiem co, bo nawet książki nie otworzyłem.
Stoję, jak głupi. Oczy wytrzeszczyłem. I żal mi i Łatka i siebie:
A Wiśniewski mówi:
— Trypsztyk wrony łowił.
Aż mi łzy napłynęły do oczu, więc spuściłem głowę, bo nie chciałem, żeby kto widział.
Pani się nie gniewała, tylko mówi:
— Książki nawet nie otworzyłeś. Chyba cię za drzwi postawię.
Powiedziała pani: «postawię», a nie: «wyrzucę».
Ale nie wyrzuciła, tylko:
— Stój w ławce.
Nawet nie w kącie.