Strona:Janusz Korczak - Kiedy znów będę mały.djvu/131

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dzić. A mój Łatek jakby rozumiał, bo ani drgnie, tylko na mnie patrzy. I już był dzwonek. I Łatka tymczasem umieściłem i nie spóźniłem się do klasy. I lekcja się zaczęła.
Siedzę, ale mi smutno. Bo chociaż Łatkowi teraz ciepło, ale pewnie głodny.
Siedzę, ale myślę, skąd zdobyć pieniądze na mleko dla Łatka.
Siedzę, ale myślę, że spałem całą noc w ciepłem łóżku i ani wiedziałem, że psina na mrozie nocuje i że choćbym wiedział, to i tak nic nie poradzę. Bo co? Przecież się nie ubiorę, nie pójdę w nocy Łatka po ulicy szukać.
Siedzę, ale mi smutno, że mógłbym tym smutkiem całą klasę obdzielić. — Już chyba nigdy nie będę się z chłopakami ganiał. Bo wczoraj bawiliśmy się a to w konie, a to w polowanie. Takie dziecinne zabawy. Nikomu pożytku nie przyniosą. — Żeby mi pozwolili wziąć mego pieska do domu, tobym się przynajmniej zaopiekował. Wykąpałbym go, wyczesał, musiałby być bielutki, jak śnieg. Jakby chciał, tobym go sztuk różnych nauczył. Ale cierpliwie, żeby nie bić. Nawetbym na niego nie krzyczał. Bo słowo często taksamo boli, jak uderzenie.
Jeżeli się lubi nauczyciela, to nawet najmniejsza uwaga boli. Powie tylko:
— Nie kręć się.
Albo:
— Nie rozmawiaj.
Albo:
— Nie uważasz.