Strona:Janusz Korczak - Kiedy znów będę mały.djvu/119

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

oszalały, no i obije cię jeszcze. A zawsze się łatwiej wykręci, bo sprytniejszy. I niezawsze nawet powiesz, poskarżysz się, bo ci nic nie pomogą, a on mścić się będzie. Co chcą, robią z nami.
Jeżeli jesteś zwinny, jeszcze mu coś krzykniesz, albo dasz raz i uciekniesz.
Niema wśród nas prawa i sprawiedliwości. Żyjemy, jak ludzie przedhistoryczni. Jedni napadają, drudzy kryją się i uciekają. I pięść, i kij, i kamień. Niema ani organizacji, ani cywilizacji. Bo niby jest, ale dla dorosłych, ale nie dla dzieci.
Mowa nasza uboga i niezdarna (tak wam się zdaje), bo niegramatyczna. Dlatego zdaje wam się, że mało myślimy i gorzej odczuwamy. Wierzenia nasze naiwne, bo wiedzy książkowej nie mamy, a świat taki wielki. Tradycja zastępuje nam prawo pisane. Obrzędów naszych nie rozumiecie i w sprawy nasze nie wnikacie.
Żyjemy, jak ludek małorosły, ujarzmiony przez wielkoludów, kapłanów, którzy posiadają siłę mięśni i wiedzy tajemnej.
Jesteśmy klasą upośledzoną, którą pragniecie utrzymać przy życiu ceną najmniejszych zrzeczeń, najmniejszego wysiłku.
Jesteśmy tworami bardzo a bardzo złożonemi, — przytem w sobie zamknięci, nieufni i skryci, — i nic wam nie powie mędrca szkiełko i oko, jeśli nie macie wiary w nas i odczuwania z nami.
I badać nas winien etnolog, socjolog, przyrodnik, a nie pedagog, demagog.
A bratem jedynym wśród was jest artysta, życz-