Strona:Janusz Korczak - Kiedy znów będę mały.djvu/103

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zynkę. Myśmy już byli duzi, w czwartym czy piątym oddziele, a ona w pierwszym. I czasem ją spotykaliśmy, i ona się z nim całowała. Mała i do tego cioteczna siostra. No, więc co takiego?
Jeszcze miałem jednego. Był o dwie klasy wyżej. Bo zdarza się, że starszy zaznajomi się z małym, i razem wracają, jeżeli się szkoła razem akurat kończy. — Ale raz kazał mi czekać, a potem szedł z kolegą i z nim rozmawiał, a mnie jakby nie widzi. Plączę się obok, jak piąte koło u wozu. Więc widzę, że zajęty, no i przechodzę na drugą stronę ulicy i patrzę, czy się zapyta, dlaczego odchodzę. A on nic. — Nie obraziłem się, ale pomyślałem: «ma mi łaskę robić». I tak się skończyło.
Pamiętam to wszystko i teraz już jestem ostrożny. Wolę poczekać, aż znajdę kogoś nietylko do latania, ale żeby z nim można o różnych rzeczach porozmawiać. Nietylko o szkole, ale wogóle.
Więc idę, a Mundek na drodze dogonił.
— Szukałem cię w szkole, — mówi.
Nic nie odpowiadam. — Idziemy obok. A on się pyta:
— Może nie chcesz ze mną chodzić?
Widzę, że delikatny, bo innyby się nie pytał.
Mówię:
— Owszem, chcę.
Spojrzał uważnie, czy naprawdę, czy tak tylko mówię. Uśmiechnęliśmy się.
— Chcesz się ścigać z tramwajem?
— Eee, codzień się tam ścigać. Dosyć się na pauzach wylatałem.