Strona:Janusz Korczak - Kajtuś czarodziej.djvu/60

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wraca Kajtuś, — siada.
Patrzy: jest ćwiczenie w zeszycie.
Pismo czarne, zwyczajne, potem blade, — już ledwo znać — i znikło.
Westchnął. Zmęczony się czuje. — W głowie mu się kręci.

Czar z rowerami.
Na pauzie.
Chłopaki gonią się, krzyczą, tłoczą i popychają. — Nudzi się. — Plątanina.
Kajtuś zły pomyślał:
— Niech będą wszyscy na rowerach.
Przestraszył się, kiedy zobaczył.
— Już dosyć!
Gdyby trwało dłużej, byliby się pokaleczyli, ręce i nogi połamali. — Nie umieją przecież, a zresztą, jak się zmieszczą, w dodatku rozpędzeni?
Cisza zapanowała;
Groźna.
Kajtuś blady, spocony.
— Niech zapomną, — rozkazał.
Skończyło się szczęśliwie.
Jeden tylko leży na podłodze, za głowę się trzyma. Nie wie, czy go kto popchnął, czy się sam przewrócił.
Tylko jeden spadł z roweru i nabił guza.
Zapomnieli wszyscy, tylko woźny rozgląda się niespokojnie. Może dlatego, że stary. Widać, że coś podejrzewa.