Strona:Janusz Korczak - Kajtuś czarodziej.djvu/32

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Pobił tak, że się chłopiec ruszyć potem nie mógł.
— Co się ma nie ruszać? — Przecież nie zabiłem.
— Mało mu ręki nie złamał.
Już odpowiadaj nie za to, co naprawdę zrobiłeś, ale i za to, co się mogło stać.
Owszem. — Są chłopcy poważni, ale zarozumiali.
Albo cicha woda, albo niedotykalski.
Zaraz:
— Odsuń się.
— Przestań.
— Odejdź.

Trzeci rok chodzi Kajtuś do szkoły,
Ale i tu ciągle skargi.
Kiedy przyszedł do pierwszego oddziału, pani go pochwaliła.
— Umiesz już czytać. Kto cię nauczył?
— Sam się nauczyłem.
— Zupełnie sam?
— Wcale nie trudno.
Usiadł na pierwszej ławce.
I zaczęło się:
— Siedź prosto. Nie kręć się. Nie rozmawiaj.
Znów:
— Nie kręć się. Siedź spokojnie. Nie baw się ołówkiem. — Uważaj.
Początek godziny łatwy. Potem coraz trudniej.