Strona:Janusz Korczak - Kajtuś czarodziej.djvu/319

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Spłoszone ryby rozbiegają się. Na dnie morza oparty o skałę czarny okręt rozbity. — Przezroczyste welony meduzy, macki ośmiornicy, muszle ślimaków, gwiazdy morskie, raki, gąbki i korale.
— Ile życia na świecie, o którem nikt nie wie.
Myli się Kajtuś. Bada człowiek dno głębin i ich tajemnice, w licznych księgach spisuje. — Człowiek badacz — bohater wszędzie dociera — myślą, słowem — czynem. — Gwiazdy, przeszłość i przyszłość ogarnia.

Chce widzieć biegun ziemi.
Rzekł.
Niesie dywan czarodziejski.
Mija lasy i pola, — potem już tylko karłowate krzaki i mech.
Renifery, dziwne ptaki pingwiny, białe niedźwiedzie, wieloryby i foki.
Wreszcie tylko już śnieg i góry lodowe i Eskimosów siedziby.
— Dziwni ludzie, kochają ojczyznę swych martwych pól.
Mruży Kajtuś oczy, blask razi, — biała cisza, — wicher, — słońce, które nie grzeje. Wicher okrutny i głębokie szczeliny, — przepaście lodowe.
Cisza.
Cyt!
Oto sanie człowieka: sanie rozbite.
Idzie Kajtuś. — Zahartowany. — Przez zaspy.