Dnia tego nie otrzymał posiłku. Głód... głód! A może głodem chcą złamać? Może to kara najsurowsza?
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
Upłynęło siedem dni i siedem nocy. Obudził się w jasnym pokoju na łóżku. Stół. Miednica i dzbanek wody. Na ścianie zegar i lustro. Boi się Kajtuś poruszyć, by nie spłoszyć daru. Czy przebaczyli, — czy łudzą go i zwodzą? Znakiem przebaczenia będzie torebka z łakociami. Sięgnął pod poduszkę, — boleśnie rękę oparzył. Nic to. — Cieszy się słońcem i ciepłem. Ot, dobre okno z przezroczystemi szybami i drzwi z klamką zwyczajną. Czy zamknięte na klucz?