Strona:Janusz Korczak - Kajtuś czarodziej.djvu/164

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Niemcy się więcej awanturują, — powiedział delegat Polski.
Przewodniczący zebrania przerwał:
— Panowie, nie zebraliśmy się po to, żeby się kłócić i obrażać. Jeżeli delegat ma jakąś radę, niech powie, bo jeżeli nie, — odbiorę panu głos.
Niemiec mówi dalej.
— Polacy robią wynalazki wojenne i próby niebezpieczne. Zdobyli potężnego sprzymierzeńca.
— To nie sprzymierzeniec, ale wróg, może nawet szpieg. — Właśnie otrzymałem od mojego rządu wiadomość, że aresztowali szpiegów. — Pragniemy spokoju; mieliśmy otrzymać pożyczkę od miljonerów, ale oni przestraszyli się i wyjechali.
— Zgadzam się z moim polskim kolegą. Może Nieznany jest ich wrogiem. Więc chcemy okazać im pomoc.
— Bez łaski.
— Jaką pomoc? — pyta się przewodniczący.
— Poślemy naszą policję i żołnierzy i wspólnie zbadamy sprawę na miejscu. Polacy sami nie dadzą rady.
— Niech się pan nie boi.
— Wiem... Już wiem, — krzyknął nagle Francuz. — Panowie, trzeba się spieszyć, bo Nieznany naprawdę jest niebezpieczny.
— Więc co pan wie? — pyta się Anglik.
— Panowie, oddajmy tę sprawę w ręce