Strona:Janusz Korczak - Kajtuś czarodziej.djvu/10

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Odważnie wchodzi do trzeciego sklepu.
Sklep spożywczy. — Są tu sery, masło, cukier, śledzie, sielawy.
— Dzień dobry.
— Dzień dobry.
— Czy można dostać wieloryba?
— Wieloryba?
— Tak. Dziesięć deka. Marynowanego.
— A kto cię przysłał?
— Kolega. — O, stoi tu przed sklepem.
— Powiedz koledze, że łobuz, a ty gapa.
— Więc niema?
— Nie, niema. — Będzie dopiero.
— Kiedy będzie?
— Jak się ociepli. — No dosyć. — Ruszaj. Drzwi zamknij.
Ostrożnie zamknął drzwi i opowiada, jak było.
— Nie bałeś się, że pozna?
— A co? — Sprzedają morskie łososie. Śledzie też są morskie. — Nie wolno się zapytać?
— Czekaj. Dopiero trzy sklepy. Możesz jeszcze przegrać.
— Zobaczymy.

Czwarty — mały sklepik.
Szewc.
Akurat nie ma roboty.
Już pora obiadowa, a sprzedał dopiero parę sznurowadeł i pudełko pasty do butów.
Czeka, żeby kto kupił.