Strona:Janusz Korczak - JKD - Internat. Kolonje letnie.djvu/86

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Podobno są więźniowie, którzy kochają wyrozumiałych dozorców. Ale czy jest dziecko, któreby nie miało żalu do swego wychowawcy: jakiś nakaz przykry, jakieś kiedyś powiedziane ostre słowo, utajone życzenie, którego nie wyjawi, bo „z tego nic nie będzie“. — Jeśli sądzą, że kochają, to dlatego, że tak być powinno, bo im tak mówią starsi; inne — bo nie chcą pozostać w tyle; pewna ilość sama dobrze nie wie, raz im się zdaje, że tak, że kochają, to znów nienawidzą; a wszystkie, widząc moje wady, pragnęłyby mnie trochę przerobić, ulepszyć. — Biedacy, nie wiedzą, że najcięższą moją winą jest, że przestałem być dzieckiem.
„Jak pana dzieci kochają“.
Jak dobiegły, tuliły się, tłoczyły, gdy powróciłem z wojny. — Ale czy nie ucieszyłyby się więcej, gdyby nagle na sali zjawiły się niespodzianie — białe myszy albo świnki morskie?
Matko, ojcze, wychowawco, jeśli cię dziecko pokochało głęboką, zawsze równą, bezinteresowną miłością, — zaleć mu lekką hydropatję, nawet trochę bromu.

64. Są momenty, gdy dziecko kocha cię bezgranicznie, gdy tak mu potrzebny jesteś, jak Bóg w nieszczęściu: dziecku w chorobie i dziecku, przerażonemu przez straszny sen w nocy.
Pamiętam noc, spędzoną w szpitalu przy łóżku chorej dziewczynki. Od czasu do czasu