Strona:Janusz Korczak - JKD - Internat. Kolonje letnie.djvu/60

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Byłem cierpliwy. Czekałem, może się poprawisz.
Ono:
— Szkoda wielka. Nie trzeba było czekać.
Ja:
— Myślałem, że wreszcie przyjdziesz do rozumu. Myliłem się.
Ono:
— Jeżeliś taki mądry, nie powinieneś się mylić.
Ja:
— Ponieważ ci przebaczam, myślisz, że ci wszystko wolno?
Ono:
— Wcale tak nie myślę. — Kiedy się to skończy wreszcie?
Ja:
— Już dłużej nie można z tobą wytrzymać.
Ono:
— Baj baju, zły dziś jesteś jak chrzan, więc się przyczepiłeś do mnie...
Niekiedy dziecko podczas burzy zachowuje zdumiewający stoicyzm.
— Ile razy ci powtarzałem, żeby na łóżkach nie skakać, — piorunuję. — Łóżka nie są do zabawy. Do zabawy są piłki, łamigłówki...
— A co to są łamigłówki? — zapytuje ciekawie.
W odpowiedzi dałem mu po łapach...
Innym razem, po burzliwej rozmowie, byłem zapytany: