Strona:Janusz Korczak - Józki, Jaśki i Franki.djvu/87

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
ROZDZIAŁ PIĘTNASTY.
Straszna przygoda Ciamary, którego oczarował Kowalski. —
Paluszek prorokiem. — Trzy grzybki i — czy się Ciamara
poprawił?

Jak wiadomo z poprzedniego rozdziału, Ciamara zabłądził w lesie. To było straszne zdarzenie.
Wszyscy już się zebrali, ci nawet, jak Kopeć, Czarciński i Górski, na których zawsze czekać trzeba, — a Ciamary nie widać i nie widać. — Niema wątpliwości, że zginął...
Tyle razy się powtarzało, tłumaczyło, prosiło:
— Chłopcy, nie oddalajcie się, bo zabłądzicie. Pilnujcie się, bo las ma trzy mile.
A ot, Ciamara wziął i zginął.
Kiedy wydawano w lesie podwieczorek, był jeszcze, bo dostał swój chleb z masłem i dwa jajka, — jeszcze go później widział Cieniewski, ale potem już nikt go nie widział.
Cóż robić? Nie można trzymać wszystkich w lesie, bo pani gospodyni czeka z kolacyą. Zostało trzech panów, żeby szukać Ciamary. A reszta — do domu z sercem, przepełnionem obawą i troską.
I już o niczem się teraz nie mówi, tylko o strasznych wypadkach.
— W zeszłym roku w Psarach także chłopiec zginął. — A dwa lata temu aż trzy dziewczynki zabłądziły. — A Tomek Subocz, jak był mały, zabłądził w Warszawie i w cyrkule u stójkowego nocował.
A Stefan z okna wypadł; innego mama tasakiem w rękę uderzyła, jak drzewo na podpałkę rąbała. Zdzisiowi raz węgiel upadł na palec, aż mu się paznokieć urwał. — Janek z huśtawki spadł na Saskiej Kępie. — A Wojdak szkłem od