Strona:Janusz Korczak - Józki, Jaśki i Franki.djvu/47

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wikcia już woli, żeby na nią mówili smarkatka, bo to znaczy, że jest mała, a być małą nie wstyd, bo urośnie; plotkara jest znacznie gorzej, bo znaczy, że plotki robi, a ona przecież mówi tylko w wielkiej tajemnicy. — Smarkula znaczy zupełnie to samo, co smarkatka. — To są bardzo brzydkie wyrazy — znaczą, że Wikcia nosa nie wyciera i Wikcia aż się wstydzi, że musiała je powiedzieć, — ale tylko w największej tajemnicy.
Jak Wikci raz drzazga weszła w nogę, to jej się przykrzyło na kolonii i chciała pojechać do Warszawy, ale teraz kiedy jest Felek, Wikcia cały rok mogłaby już tu siedzieć...
Felek uważnie wysłuchał wszystkich tajemnic Wikci, trochę się uśmiechał, a kiedy zapytano, czy Wikcia jest mądra i czy ją lubi, odpowiedział, że bardzo mądra jeszcze nie jest, bo jak opowiada, to wszystko razem plącze, ale bardzo ją lubi, bo jest dobra i zna ją, kiedy była jeszcze zupełnie malutka.
Tymczasem Wikcia znalazła parę, a że parze było zimno, więc jej Wikcia dała ponosić swoją pelerynę — i przeprosiły się, i Wikcia prosiła, żeby wszystko aż do wyjazdu zachować w najgłębszej tajemnicy.


ROZDZIAŁ SIÓDMY.
Sprawa o gniazdo, o żabę, o kąpiel. — Daj nos, Dajnowski.

Zgadnijcie, ile spraw rozpatrywał sąd kolonii Wilhelmówki w ciągu dwóch sezonów.
Czterdzieści trzy sprawy.
Okropnie dużo. Jeśli jednak zważyć, że dwoje dzieci bawiąc się w pokoju, potrafi często w ciągu godziny pięć