Strona:Janusz Korczak - Józki, Jaśki i Franki.djvu/105

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zgodny; chcąc by go słuchano, sam musi dzielnie spełniać rozkazy.
Nazajutrz ponownie ogłoszono pospolite ruszenie, tym razem już wodzowie pilnowali porządku, a pobór odbył się natychmiast po obiedzie; wszyscy musieli być obecni pod grozą niebrania udziału w wojnie. Słabi i malcy szli do bocznych fortów, mali a dzielni szli do pułków Suchty i Robaka na kopce, a cały fort pierwszy i centrum ze sztandarem, razem dziewięć pułków, spoczywały w rękach generała Goreckiego.
Każdy z naczelników otrzymuje kartkę ze spisem nazwisk żołnierzy, do jutra musi zapoznać się ze swym pułkiem; jutro, podczas przeglądu wojsk, zda z czynności swych sprawę. Kartka dla większej powagi nazywa się kancelaryą pułkową...
Nazajutrz przegląd wojsk i wręczenie sztandarów.
— Pułk pierwszy!
— Jestem, — salutuje pułkownik.
— Papiery kancelaryi?
— W łóżku pod poduszką zostawiłem, bo się bałem, że zgubię.
— Na wielki przegląd wojsk przychodzisz, pułkowniku, bez listy żołnierzy?
Nagana!...
— Pułk drugi. Pułkownik Osuchowski.
Papiery w porządku, ale nie zna swoich żołnierzy.
— Jeśli ich nie znasz teraz, kiedy stoją w spokojnej kolumnie, jakże ich poznasz, pułkowniku, w kurzawie boju, walczących, rannych i zabitych, — skąd wiedzieć będziesz, który z nich walczył mężnie lub opuścił pozycyę?
Nagana!...
— Pułkownik Suchta.