Strona:Janusz Korczak - Dziecko salonu.djvu/58

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

chać nie umiesz, i cierpisz. Kochanką jest ci cierpienie — nie mistrzem: ku ziemi tłoczy cię ono, nie podnosi, karli, nie wyolbrzymia; bo woli nie masz i kochasz cierpienie swoje.
Przekleństwo ściga cię za krzywdy, które wyrządziłeś, — przestępstwa, które nie z własnej popełniłeś woli, — przekleństwo od kołyski do grobu, i poza grób daleko jeszcze.
I pierwszą krzywdą — przestępstwem, które popełniłeś, było, — żeś ssał pierś, która nie tobie przynależna była, zabrałeś dziecku–rówieśnikowi matkę, kradłeś pokarm, niemowlę. I drugą krzywdą–przestępstwem, które popełniłeś, było, — że nie matce, która cię w bólu wielkim zrodziła, lecz płatnej kobiecie–mamce, pierwszy swój uśmiech złożyłeś w darze, dziecię–samolubie. I cały ich szereg płynął i płynął, a Bóg je liczył...
Czy pamiętasz, gdyś miał długie loki, które ci opadały na ramiona, białka oczu bez żadnej żyłki czerwonej, i całowano cię, i dawano cukierki — cukierki za pocałunki? Łóżeczko twoje było miękkie i ciepłe, a głodu nie znałeś, i dużo zabawek miałeś pięknych i kosztownych. Obawiałeś się ludzi, a gdy cię całowano, piąstkami ścierałeś ślinę, choć to nieładnie. Kazano ci dla wszystkich być grzecznym, a nawet dla tych, o kim źle mówiono, — nawet dla... służby — chłodno grzecznym.
I przeczucie jasne, lękliwe jasnej duszy dziecięcej mówiło ci, że sierotą jesteś, że niema po-